Nadia Najgroźniejsza Pierwsza

odbieram Nadię z przedszkola
w doskonałym humorze
super
wsiadamy do samochodu
– mamo, zrób głośniej
– o, mamo, zobacz jakie kwiaty! (róże to były)
– a wiesz, że ja nie zaproszę Tomka na moją imprezę? bo on już nie kocha Darii, tylko Lenę…
– Nadia, daj pomyśleć przez chwile!
z tyłu cisza
po chwili próbuję nawiązać kontakt
– Nadina, jesteś tam? stało się coś? obraziłaś się?
cisza
– Nadia?

– mamo. nie zadzieraj ze mną.

mam co chciałam

niedziela, samo poludnie
najwyższa pora przebrać się
i pościelić łózka
no to ogarniam na lekkim wkurwie
ja: Kacper, dawaj tego miśka, Nadia kocyk! proszę to zanieść do łóżek!
Nadia: nieeeee!  – kocyk to jej fetysz 😀
ja: Nadia, dawaj ten kocyk! w ogóle to trzeba go już wyprać, jest taki brudny…
Nadia: nie jest!
ja: jest! i śmierdzi!
Nadia: mamo! nie śmierdzi! każdy ma inny węch! nie oceniaj!!!

udanego dnia!

  • mamo, miałaś dzisiaj udany dzień?
  • no, w miarę, a czemu?
  • bo mam dla ciebie prezent, tylko zapomniałem ci go dać:

“dobrego dnia, muter!”

memento mori

wczoraj w katowicach
szpital kliniczny
przychodnia przyszpitalna
centrum diagnostyki wszelakiej
siedzimy, czekamy na swoją kolejkę
dużo ludzi: pacjenci, towarzysze pacjentów, lekarze, pielęgniarki
wózki szpitalne, łózka szpitalne jeżdżące w tą i z powrotem
można stracić rezon
wśród tego wszystkiego
starsza pani na wózku
trochę zagubiona, trochę przestraszona
jest sama
początkowo, zajęci sobą,  nie zwracamy na nią uwagi
jednak po wykonanym badaniu, ktoś wywozi wózek z panią na korytarz i stawia prawie naprzeciwko nas
na odległość przyciszonej rozmowy, powiedziałabym
dla mnie za blisko
dla pani chyba też
jest skrępowana
a my zdziwieni
zaczynamy rozmawiać
twarz jej się rozjaśnia, zaczyna opowiadać
pani trafiła tu nagle
zasłabła na ulicy
właściwie otarła się o śmierć
– dlatego trzeba dobrze żyć, być dla siebie miłym, uprzejmym dla ludzi…. trzeba żyć, bo nie wiadomo, kiedy na nas przyjdzie koniec… – mówi pani
potakująco kiwamy głowami
rozmawiamy jeszcze chwilę, lekko, bez patosu sprzed chwili
jednak to, co patetyczne i straszne zostało gdzieś z tyłu głowy
wreszcie ktoś przychodzi po panią
żeby ją zawieźć z powrotem na oddział
żegnamy się pogodnie, jak starzy znajomi
życzymy sobie zdrowia
nawzajem

czego i wam wszystkim życzę

nauczyć rozsądku…

wolne bożocielne
samo południe
Kacper wychodzi na dzielnię 🙂
– to idę, mamo!
– ok!
– o której mam wrócić?
– przyjdź za dwie godziny
– ok
otwiera drzwi wejściowe
– o, mamo, zostawiłaś klucze w drzwiach od wczoraj!
– taaak? o, cholera!
– hahahaha! mamo, o czym ty myślisz?
– no, sama nie wiem…
– mamo… ja o tym wiedziałem
– i nic nie powiedziałeś?
– no. bo chciałem was nauczyć rozsądku. tak, jak wy mnie uczycie.

badum! tssss!

znowu Nadia, w formie :-)

po szkole i przedszkolu
siedzimy w kawiarni
i jemy lody
– Kacper, jak tam w szkole?
– dostałem czwórkę z dyktanda!
– no super… a jakie oceny z dyktand dostają inne dzieci?
– aaa, różne, Hania to zawsze szóstkę, Konrad czasem piątkę, a Oskar to nawet jedynkę raz dostał
– mhm…. czwórka jest ok, taka normalna, dobra ocena
– ale nie jesteś najlepszy, tak jak Julka (starsza kuzynka moich dzieci – przyp. aut.) – włącza się Nadia
– oceny nie zawsze są najważniejsze – próbuję łagodzić zbliżającą się awanturkę
– tak! najważniejsze jest życie! – woła z patosem Nadia, unosząc rękę z lodem do góry – I natura!
😀 😀 😀

oby mi się nie śniło!

sobota wieczór
Kacper ogląda bajkę w swoim lóżku
ustaliliśmy, że jak się skończy to idzie spać

no i się skończyła

– mamoooo, chodź do mnie!
– Kacpi, kładź się do łóżka!
– maaamo, chodź!  jestem wykończony!
– to trzeba było iść od razu spać, a nie oglądać bajki!
– nie, to nie ja, tylko moje nogi! są tak zmęczone, że nie zrobię już ani kroku!
– no to odpoczywaj… – głaszczę po pleckach
– mmmm…. i oby mi się nie śniło, że gdzieś idę!

😀

ozięble

Nadia naburmuszona
zła na cały świat
nie do końca wiadomo dlaczego
– Nadia! chodź na zupę!
– nie chcę zupy!
– nie jadłaś jeszcze dzisiaj obiadu, a jest już późno!
nie odpowiada, naburmuszona siada do stołu
– jedz, jedz – zachęcam
bierze łyżkę do ręki
siadam obok ze swoją miseczką zupy
– smacznego! – życzę sobie i córce
– smacznego ozięble.

i już wiem, że tego dnia nic się nie zmieni…

ja, matka

do wszystkiego
do niczego
zjadam najgorsze truskawki
kłamię, że zaraz przyjdę
kocham bezwarunkowo
najmocniej
szczerze nienawidzę

czas na życie

sobota rano
Kacper umówił się z kolegą
cały szczęśliwy przygotowuje się do wyjścia na podwórko
w podskokach ubiera się i myje zęby
– Kacper, czekaj, czekaj, pokaż paznokcie
– o nie, mamo!
– chodź do łazienki, trzeba je obciąć!
– no dooobra…. mogę już iść?
– czekaj, pokaż uszy!
– no nie, mamo!
– czyścimy!
– mamo, marnujesz mój czas na życie! ja mam teraz żyć a nie czyścić uszy!