przy kolacji
Nadia: aha, mamo, i dajesz złotówkę! (mamy taki zwyczaj: płacimy za brzydkie słowa do wspólnej kasy)
ja: za co?!
Nadia: no wiesz, na schodach… (wchodziłyśmy po schodach do domu i na drugim piętrze spadł mi pen drive.. na sam dół)
ja: ale powiedziałaś, że mi wybaczasz!
Nadia: ale zmieniłam zdanie
ja: ale ja już nie mam kasy, wszystko wydałam
Bob: ciekawe na co!
ja: najpierw na jakiegoś bezdomnego na parkingu, potem na zakupy, a potem musiałam wrzucić do skarbonki na jakieś chore dziecko, sami chcieliście!
Kacper: ja nic nie mówiłem!
Nadia: a ja tylko zapytałam: “możemy?”, a ty się od razu zgodziłaś!
ja: no… a co miałam… zrobić?
Kacper: mamo, bo ty jesteś za dobrą matką! cały czas ci to tłumaczymy!
twarożek i posłuszeństwo
Kacper i Bob jedzą kolację
twarożek z rzodkiewką i bułki z masłem
każdy smaruje sobie sam
Kacper nieudolnie
– synu, jak patrzę, co ty robisz, to mi się odechciewa! dawaj mi to tu!
– no dobra
– i idź do kuchni po czysty talerzyk
Kacper idzie, ale w kuchni patrzy na mnie nieprzytomnym wzokiem
zapomniał
– co chciałeś, synu?
– eeee… ścierkę?
– talerz! – Bob nas słyszy z pokoju
– a, talerz, mamo!
– ok. mały?
– tak
bierze talerzyk i rusza do pokoju
– normalny! – wydziera się Bob
Kacper zawraca w połowie drogi i sięga ze śmiechem po ‘normalny’ talerzyk
– jak ja się tego ojca nie słucham!
4 lata temu
czyli Kacper lat 4,5, matka lat 38 🙂
wyznanie miłości
Kacper: mamo, wiesz, że cię kocham?
– wiem, ja też cię kocham
– ale ja cię kocham jak wszystkie kwiatki i wszystkie słodycze…i wszytkie moje dinozaury
– taak? a ja cię kocham jak lego chima (myślałam, że wzbiłam się na wyżyny kacprowego postrzegania świata)
– ooo! (jednak udało mi się go zaskoczyć) a ja cię kocham jak angry birds star wars!
no i who’s the boss?
tęsknota
córeczka mi wyjechała
na cały tydzień
czy da radę?
czy ja dam?
w kuchni stoi jej owsianka
niedokończona ranem
z tęsknoty
zjadłam
i wylizałam miseczkę
broń ostateczna
niedziela rano
po śniadaniu
Kacper ogląda bajki w tv
Bob: Kacpi, bierzemy rowery i jedziemy na Papry
Kacper: nieeee!
Bob: no chodź, pojedziemy sobie na lody, albo na Colę, pobawisz się na placu zabaw….
Kacper: nie, tato, to jest za daleko…
Bob: przecież jeździliśmy już na Papry razem i dałeś radę
Kacper: ale nogi mnie potem okropnie bolały!
Bob: dasz radę, no chodź!
Kacper: no nieee, tato….
Bob: bo sięgnę po broń ostateczną i powiem mamie!
krew z krwi
jedziemy z Nadią na koncert chóru gospel
w radio łzawa piosenka Kasi Stankiewicz
– mamo! głośniej!
śpiewamy:
– paaamięęęętasz…. jak rano piłeś deszcz…. parasolem
i do drzeeeeew przytulałeś sięęęęęę
🙂 tak wiem, beznadzieja 🙂
dla nas super
Nadia zachwycona
wyciąga razem ze mną najdłuższe dźwięki
– mamo!
– no?
– chłopaki tego nie lubią
– wiem
🙂
Nadia Najgroźniejsza Pierwsza
odbieram Nadię z przedszkola
w doskonałym humorze
super
wsiadamy do samochodu
– mamo, zrób głośniej
– o, mamo, zobacz jakie kwiaty! (róże to były)
– a wiesz, że ja nie zaproszę Tomka na moją imprezę? bo on już nie kocha Darii, tylko Lenę…
– Nadia, daj pomyśleć przez chwile!
z tyłu cisza
po chwili próbuję nawiązać kontakt
– Nadina, jesteś tam? stało się coś? obraziłaś się?
cisza
– Nadia?
– mamo. nie zadzieraj ze mną.
mam co chciałam
niedziela, samo poludnie
najwyższa pora przebrać się
i pościelić łózka
no to ogarniam na lekkim wkurwie
ja: Kacper, dawaj tego miśka, Nadia kocyk! proszę to zanieść do łóżek!
Nadia: nieeeee! – kocyk to jej fetysz 😀
ja: Nadia, dawaj ten kocyk! w ogóle to trzeba go już wyprać, jest taki brudny…
Nadia: nie jest!
ja: jest! i śmierdzi!
Nadia: mamo! nie śmierdzi! każdy ma inny węch! nie oceniaj!!!
udanego dnia!
- mamo, miałaś dzisiaj udany dzień?
- no, w miarę, a czemu?
- bo mam dla ciebie prezent, tylko zapomniałem ci go dać:
“dobrego dnia, muter!”
memento mori
wczoraj w katowicach
szpital kliniczny
przychodnia przyszpitalna
centrum diagnostyki wszelakiej
siedzimy, czekamy na swoją kolejkę
dużo ludzi: pacjenci, towarzysze pacjentów, lekarze, pielęgniarki
wózki szpitalne, łózka szpitalne jeżdżące w tą i z powrotem
można stracić rezon
wśród tego wszystkiego
starsza pani na wózku
trochę zagubiona, trochę przestraszona
jest sama
początkowo, zajęci sobą, nie zwracamy na nią uwagi
jednak po wykonanym badaniu, ktoś wywozi wózek z panią na korytarz i stawia prawie naprzeciwko nas
na odległość przyciszonej rozmowy, powiedziałabym
dla mnie za blisko
dla pani chyba też
jest skrępowana
a my zdziwieni
zaczynamy rozmawiać
twarz jej się rozjaśnia, zaczyna opowiadać
pani trafiła tu nagle
zasłabła na ulicy
właściwie otarła się o śmierć
– dlatego trzeba dobrze żyć, być dla siebie miłym, uprzejmym dla ludzi…. trzeba żyć, bo nie wiadomo, kiedy na nas przyjdzie koniec… – mówi pani
potakująco kiwamy głowami
rozmawiamy jeszcze chwilę, lekko, bez patosu sprzed chwili
jednak to, co patetyczne i straszne zostało gdzieś z tyłu głowy
wreszcie ktoś przychodzi po panią
żeby ją zawieźć z powrotem na oddział
żegnamy się pogodnie, jak starzy znajomi
życzymy sobie zdrowia
nawzajem
czego i wam wszystkim życzę