Kacper: mamo, a wiesz, że ja widziałem, jak byłem w twoim brzuchu?
ja: mhm… widziałeś zdjęcie z USG?
Kacper: nieeee, ja PAMIĘTAM jak byłem w twoim brzuchu
ja: naprawdę???
Kacper: tak, byłem takim małym jakby gadem, ale który mówił… i byłem w takim dużym balonie (no, to się akurat zgadza, “balon” był ogromny 🙂 – przyp. aut.), a jak był poród to skoczyłem na bombę…. albo z saltem… nie pamiętam…. a jak ja się urodziłem, mamo?
ja: przez cesarskie cięcie… – chciałam coś zacząć tłumaczyć przy tej okazji…
Kacper: no – wpada mi w słowo – to w takim razie to raczej był skok na szczupaka. nie na bombę.
i poszedł 😀
głupawka + słowotok
bawię się z Nadią na kanapie
zabawa polega na tym, że ja muszę ją pocałować w szyję,
a ona chowa głowę w ramiona jak żółw
i śmieje się przy tym do rozpuku
po chwili Nadia poważnieje
– mamo, a gdzie jest Kacper?
– na dworze
– aha, to my jesteśmy same?
– mhm!
– nieprawda! tata jest na antresoli!
– nie, poszedł na piłkę
– ooo! jesteśmy same! to ja jestem jedynaczką! a ty nie masz męża!
huurraa! jesteśmy same! możemy piszczeć i krzyczeć! …. ruda tańczy jak szalona! krzyczy, piszczy to jest ona! mamo, puścisz mi to?? maaamo, no chodź!
puściłam, co miałam zrobić?
jedynaczce się nie odmawia
zwłaszcza z rozbitej rodziny 😉
szczery do bólu
gadam z mężem na messengerze
jestem w dobrym nastroju
mąż również
no to pomyślałam, że…
– mężu, czy ja ci mówiłam, że Cię kocham? – zagaduję
– kiedyś… dawno… – odpisuje po chwili – jak byłaś w ciąży i bałaś się, że Cię zostawię 😉
😀
taka jest prawda
- Kacpi, weź swój plecak do pokoju! i posprzątaj na stole!
- ooo, mamoooo! a dlaczego?
- zaraz przyjdzie taka ciocia Aga i chciałabym, żeby tu jakoś wyglądało…
- mamo, pokazujesz się ze sztucznej strony! my zawsze mamy bałagan!
- no co ty?! tak uważasz?!
- no. sorry, mamo: mamy bajzel… taka jest prawda.
pewność siebie
22:00
Nadia powinna już spać
ale jeszcze je tosta
leżę z Kacprem
głaszczę go na dobranoc
nagle słyszę jakiś rumor w kuchni
talerze i szklanki przewracają się w zlewozmywaku
idę do kuchni
– wow, posprzątałaś po kolacji! dziękuję!
– proszę bardzo… daj łapkę – prowadzi mnie do swojego pokoju
kładziemy się razem w jej łóżku
– mamo… a odbudujesz trochę moją pewność siebie?
– cooo??? a nie masz jej?
– noo… trochę nie mam…
– a gdzie straciłaś?
– no przez te talerze….
U20 katar – ukraina
dzieci wracają ze stadionu
podekscytowane, spocone, uśmiechnięte
ojciec: jak było?
dzieci: suuuper!!!! ciocia kupiła nam colę!
ojciec: mhm… a co to był za mecz?
dzieci: w piłkę!
ojciec: hahaha! ok, a kto grał?
Nadia: Ukraina….. Ukraina…..
Kacper: i smarki! nie, gluty!….. nie! Katar!
😀
dyrektor zarządzający Nadia
popołudnie
Kacper chory, więc odrabia zadanie z opuszczonego w szkole dnia
ja temperuję Nadii kredki w kuchni
– mamooo! pomóż mi! – Kacper czegoś nie rozumie i wydziera się ze swojego pokoju
automatycznie wstaję od stołu
Nadia mnie powstrzymuje
– nie! ja pójdę, ty tu siedź i temperuj!
idzie do pokoju Kacpra
– co chciałeś od mamy?
– żeby tu przyszła!
– a po co?
– bo ja nie wiem, co mam tu wpisać…! – czyta polecenie po raz drugi – aaaa! ok!
– no widzisz! – Nadia obraca się na pięcie i kieruje do kuchni
– już załapał! – woła do mnie
🙂
królowie i pracownicy
śniadanie
dzieci jedzą, koty jedzą
Kacper: mamo, nasze koty jedzą po królewsku, bo na podkładkach!
ja: mhm….
Kacper: nasze koty to są królowie, ale rangi mniejszej
Nadia: a ja jestem księżniczką!
Kacper: a mama jest królową!
Nadia: a tatuś pojechał do pracy!
😀
i nie mów mi…!
mąż: lody bym zjadł!
ja: to jedz!
otwiera lodówkę:
– ooo, królestwo bakalii chyba będzie dla mnie dobre!
– mhm…
– albo tiramisu….
– mhm…. – nie żebym się nie interesowała, po prostu próbuję czytać w międzyczasie
– no to co? bakalie czy tiramisu? które będą dla mnie dobre?
– dla ciebie? tiramisu!
– no dobra…. i nie mów mi, co będzie dla mnie dobre!!!
odżywianie na opak
sobota, godz. 14:00
wracamy z zakupów
obiadu nie ma
no to każde z nas organizuje się na swój sposób
ja jem kanapkę z paprykarzem szczecińskim 😀
mąż prosi o kanapkę z kiełbasą ze słoika
wiem, brzmi dziwnie, ale ten kto jadł, wie, jakie to dobre
siadamy przy stole, ja zaczynam czytać gazetę, mąż kończy jedzenie
– malizną czuć – odzywa się
– mhm… – próbuję go wziąć na przetrzymanie: ani mi się nie chce przerywać czytania, ani robić mu kolejnej kanapki
– ogoniasta? – zwraca się do mnie pieszczotliwie, jak zwykle
– no?
– zrobisz mi jeszcze jedną?
– mhm… – czytam dalej
– no to na co czekasz? aż mi dotrze sygnał do mózgu i nie będę już głodny?!
😀 😀 😀