wczoraj w katowicach
szpital kliniczny
przychodnia przyszpitalna
centrum diagnostyki wszelakiej
siedzimy, czekamy na swoją kolejkę
dużo ludzi: pacjenci, towarzysze pacjentów, lekarze, pielęgniarki
wózki szpitalne, łózka szpitalne jeżdżące w tą i z powrotem
można stracić rezon
wśród tego wszystkiego
starsza pani na wózku
trochę zagubiona, trochę przestraszona
jest sama
początkowo, zajęci sobą, nie zwracamy na nią uwagi
jednak po wykonanym badaniu, ktoś wywozi wózek z panią na korytarz i stawia prawie naprzeciwko nas
na odległość przyciszonej rozmowy, powiedziałabym
dla mnie za blisko
dla pani chyba też
jest skrępowana
a my zdziwieni
zaczynamy rozmawiać
twarz jej się rozjaśnia, zaczyna opowiadać
pani trafiła tu nagle
zasłabła na ulicy
właściwie otarła się o śmierć
– dlatego trzeba dobrze żyć, być dla siebie miłym, uprzejmym dla ludzi…. trzeba żyć, bo nie wiadomo, kiedy na nas przyjdzie koniec… – mówi pani
potakująco kiwamy głowami
rozmawiamy jeszcze chwilę, lekko, bez patosu sprzed chwili
jednak to, co patetyczne i straszne zostało gdzieś z tyłu głowy
wreszcie ktoś przychodzi po panią
żeby ją zawieźć z powrotem na oddział
żegnamy się pogodnie, jak starzy znajomi
życzymy sobie zdrowia
nawzajem
czego i wam wszystkim życzę