dawno temu przy śniadaniu:
mąż: ej, jak wy jecie?! jak flejtuchy!
dzieci: ahahaha! kto? ahaha! jesteśmy flejtuchami!!!
dzisiaj wieczorem:
dzieci oglądają tv
głos jakiegoś bohatera z bajki:
– …i jesteście flejtuchami!!
Nadia (uradowana): “flejtuchami”! nasze słowo się przyjęło!
apokalipsa
Kacper powtarza tabliczkę mnożenia
– nic nie umiem z tej matmy!!!
– nieprawda! i nie dramatyzuj, to nie koniec świata! jak się ogarniesz to się zaraz nauczysz! będzie jak zwykle: zajmie ci to pół godziny i będzie po problemie, a biadolisz jakby zaraz miał być koniec świata i “wszyscyyyy zginieeeemy!!!”
– no, dobra
– weź sobie kostkę czekolady na rozruch
– dobra….. ale my nie mamy żadnej fajnej czekolady!
– czyli jednak wszyscy zginiemy…
– mamo!!
tata zje
południe
dzieci zaczynają być głodne
obiecaliśmy im coś wczoraj…
– mamo, możemy zupkę chińską? obiecałaś!
– no, dobra
– huuurrraaa!!!!
sami sobie wszystko przygotowują, potem jedzą…
– mmmm… ale to dobre!!
– nooo pyszne!
takie dobre, że Nadia zjada pół miseczki 🙂
wchodzę do kuchni
– a kto nie zjadł?
– Nadia!
– noo, już nie mogę… zjedz, mamo, jak chcesz!
– nie chcę, nie lubię takich zupek
– ale spróbuj chociaż! – [też tak do nich mówię 😀 – przyp. aut.]
– no. spróbuj, mamo. a jak nie będzie ci smakować, to damy tacie
😀 😀 😀
jak babcia :-)
Nadia biega za mną po domu
i co chwilę się do mnie przytula
tym razem wtuliła się naprawdę porządnie i na długo
– pachniesz jak babcia!
– no dzięki – odpowiadam z przekąsem
– ale jak babcia Jasia! [to moja mama – przyp. aut.]
– nooo ok – [też mi pocieszenie :-)]
– ale nie, że jesteś babcią, tylko pachniesz jak babcia – tłumaczy Nadia
– pierwszy stopień do piekła – myślę.
ale na głos nie mówię 😉
Nadia the Greatest
rozmowa przy śniadaniu:
ja: pomyślałam sobie, że tą ścianę ze zdjęciami, to moglibyśmy…
maż: ty się nudzisz!
ja: nie nudzę się, tylko próbuję udoskonalić nasz dom
Nadia: ale on już jest doskonały. bo my tu jesteśmy.

zakład stolarski
pomagam mężowi zmontować łóżko
jego pomysłu i wykonania
generalnie robię za żywe trzymadło 🙂
pomysł powoli, wkręt po wkręcie, wyłania się i nabiera kształtów
ja: nie mogę się już doczekać!
mąż: czego?
ja: no, tego, jak będzie gotowe!
mąż: aaaaa….
ja: a ty czego?
mąż: jak będzie go można wypróbować!
ja: o dżizas…..
mąż: no co?
ja: nic, ale dobrze, że nie zajmujesz się zawodowo produkcją łóżek…
wsparcie najważniejsze
ranek. śniadanie
Nadia kręci się po kuchni w oczekiwaniu
– mamo, co mam robić?
– nie wiem…
bierze do ręki flamaster
– to napiszę coś
– o! to napisz zasady na czas kwarantanny
– dobra. ale podyktujesz mi?
– tak
– no to?
– no to co jest ważne? pamiętasz, co pani ze szkoły do nas pisała na mobi?
powoli przechodzimy od punktu do punktu
1. zdrowe jedzenie
2. sen
i tak dalej
na końcu pojawia się dobry nastrój
dużo później wychodzimy po chleb
Kacper nie chce
złości się, bo miał inne plany
tłumaczymy, że rzadko mamy szansę wyjść
to trzeba z niej skorzystać
jednak całą drogę jest naburmuszony
– Kapi!
– co?!
– chodź tu do mnie, rozchmurz się
– nie!
– jesteś zły?
– tak!
– a jest tam jeszcze coś?
– nie!
– pomyśl. do złości masz najłatwiejszy dostęp. ale możesz czujesz jeszcze jakąś emocję? jak nie dasz sobie prawa jej poczuć, pozostaniesz zamrożony – gadam jak na psychoterapii, mąż patrzy na mnie jak na wariatkę – może jest ci smutno? przykro?
wiem, że chciałeś pograć. dzień się jeszcze nie kończy, zdążysz.
nie do końca jest przekonany
ale trochę się rozjaśnia
wieczorem, na tablicy z zapisanymi zasadami na czas kwarantanny zauważam podkreślenie
i dopisek, pisany ręką Kacpra 🙂

karma wraca
wieczór, dzieci w łóżkach
ale nie chcą zasypiać
Kacper wychyla się ze swojego pokoju:
– mamo, chodź, podrap mnie po plecach
– już idę
odwlekam jak się da, może zaśnie sam?
– no chooodź! – nie odpuszcza
– dobra, już, tylko zrobię siku
toaleta jest naprzeciwko pokoju Kacpra
drzwi otwarte
przeciągam pobyt tam jak się da
stoję przed lustrem, coś mi się przypomniało
zagapiłam się
wychodzę zamyślona
– mamo! – Kacper na posterunku
– tak?
– mam takie pytanie
– no?
– a ręce?
– co: ręce?
– umyłaś?
spokojnie…
kładę Nadię spać
widzę, że jest nerwowa, niespokojna
– mamo, dziwnie się czuję…
– widzę, nic się nie martw, jestem przy tobie
pochlipuje w moją bluzę, trochę z rozpędu
nagle cisza
– mamo… jak by mnie Paweł rzucił… (Paweł – chłopak Nadii z przedszkola – przyp. aut.)
– cooo??!!
– spokojnie, nie rzucił mnie!
– ufff…
– ale jakby mnie rzucił, to by było więcej łez
wyznanie miłości
Nadia wpada rano do naszej sypialni
– mamo?
– tak?
– mogę się do ciebie przytulić?
– pewnie, chodź
– mamo?
– a będziesz mnie zawsze przytulała?
– zawsze
– mamo, a będziesz zawsze?
– będę
– musisz być zawsze. jak ciebie nie ma to wybucha cały świat. a ja pierwsza wybucham.
